Mały Szlak Beskidzki - relacja, trasa, mapa, wskazówki, co zabrać, jak się przygotować
Mały Szlak Beskidzki - najważniejsze informacje
Długość trasy: 134,4 km
Czas przejścia wg mapy: 42:44 h
Początek <-> koniec: Luboń Wielki <-> Bielsko-Biała Straconka
Suma podejść na trasie Luboń Wielki - Bielsko-Biała Straconka: 5425 m
Suma zejść na trasie Luboń Wielki - Bielsko-Biała Straconka: 6028 m
Kolor szlaku: czerwony
Pasma górskie: Beskid Wyspowy, Beskid Makowski, Beskid Mały
Informacje dodatkowe: Kiedy zaczynasz trasę na szczycie Lubonia Wielkiego (tak jak ja) musisz pokonać dodatkowe kilometry i około 600 metrów podejścia. Moim zdaniem twórcy tego szlaku popełnili błąd w sztuce, bo dla mnie takie rozwiązanie jest zupełnie bezsensowne.
Jak zaplanować przejście Małego Szlaku Beskidzkiego
Z relacji, jakie znalazłam w internecie, wygląda na to, że turyści najczęściej startują w Bielsku-Białej. Dla mnie taka opcja byłaby świetna - od Bielska dzieli mnie 30 km, poza tym Bielsko jest nieźle skomunikowane z Małopolską, Śląskiem, ale…powrót z Rabki byłby kłopotem - miałam tylko 4 dni wolnego, a sama trasa Rabka - Cieszyn to pół dnia wycięte z życia. Serio. Dlatego poprosiliśmy o wsparcie rodzinę, która zawiozła nas do Rabki (i przy okazji weszła na Luboń) i odebrała z Bielska-Białej.
Jak się przygotować do przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego
Kiedy przejść Mały Szlak Beskidzki
Gdybym miała przejść szlak ponownie, raczej nie wybrałabym długiego weekendu przez obłożenie w schroniskach i kwaterach. Trudno o wolne miejsce, kiedy planujemy przejście szlaku spontanicznie. Namiot jest świetną sprawą, jednak potrzeba prysznicu czy wygodnego łóżka może doskwierać. :)
Co spakować do plecaka?
Tylko potrzebne rzeczy, które uwzględnią zmianę pogody.
Moja lista rzeczy, które miałam na sobie i spakowałam do 30-litrowego plecaka:
- parę niskich butów (stare, sprawdzone Salomony Speedcross)
- 2 pary spodni: legginsy i krótkie spodenki (jedne miałam ubrane)
- 4 koszulki (jedną cienką z długim rękawem, bawełniany t-shirt, 1 bezrękawnik, 1 koszulkę z krótkim rękawem)
- 2 pary skarpet (polecam firmę Bridgedale)
- 4 pary majtek
- stanik sportowy
- bluzę z kapturem
- kurtkę cieplejszą (nie wykorzystałam jej)
- cienką kurtkę przeciwwiatrową (u mnie kurtka do biegania z Decathlon)
- płachtę na deszcz (wykorzystałam)
- czapkę z daszkiem i opaskę
- buff
- czołówkę
- kije trekkingowe
- bukłak, mały termos, butelkę z filtrem
- namiot (podzieliliśmy go na dwa plecaki ;)
- śpiwór + matę do spania
- telefon, powerbank, aparat na zdjęcia
- ręcznik z mikrofibry - nie za duży
Dodatkowo warto do kosmetyczki spakować rzeczy do opatrunku i higieny:
- mokre chusteczki (zamiast prysznicu), zwykłe higieniczne
- plastry - różne rozmiary (najlepiej gojące compeed)
- krem z filtrem + krem do twarzy w saszetkach
- pastę i szczoteczkę do zębów
- szampon i żel pod prysznic (wersja mini)
- antyperspirant (wersja mini)
- tabletki przeciwbólowe, węgiel
Dodatkowo w plecaku było jedzenie, no i właśnie...
Co jeść na szlaku?
Po drodze mijamy schroniska, miejscowości ze sklepami i knajpami. Tych miejsc, gdzie możemy uzupełnić zapasy i posilić się, jest wystarczająco. I woda - zapas dwóch litrów w plecaku to takie minimum, w cieplejsze dni trzy, cztery litry płynów dziennie będą optymalne. Warto rozpuścić w niej jakieś witaminy, dodać elektrolity, napić się jakiegoś szota z witaminami, bezalkoholowego piwa także. :)
Spanie pod namiotem, biwakując, może w schronisku albo na kwaterze?
Skorzystaliśmy z obu opcji i przyznam się, że nocleg z dostępem do prysznica i wyspanie się w wygodnym łóżku to najlepsza opcja. Po całym dniu wędrówki potrzebujemy regeneracji, dobrego snu, higieny. Warto z wyprzedzeniem zarezerwować noclegi, bo jeśli zaplanujecie przejście trasy na ostatnią chwilę, to skończycie tak jak my - pod namiotem przez dwie noce. Namiot ma swoje plusy - możemy rozłożyć go gdzie chcemy (oczywiście w miarę możliwości, a szlak tych możliwości oferuje wystarczająco).
Gdzie spać na Małym Szlaku Beskidzkim?
- Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim
- Schronisko PTTK na Kudłaczach
- Schronisko PTTK Leskowiec
- Chatka pod Potrójną
- Chatka na Potrójnej
- Chata Turystyczna Chrobacza Łąka
Pokoje gościnne, pensjonaty w miejscowościach po drodze: Mszana Dolna, Kasina Wielka, Myślenice, Zembrzyce
Miejsca na rozłożenie namiotu / biwakowania (możliwości jest więcej):
- w Beskidzie Wyspowym: Bacówka na Wierzbanowskiej Górze
- w Beskidzie Makowskim: okolice Babicy, przy punkcie odpoczynku, Chełm Wschodni
- w Beskidzie Małym: Kiczera (piękne widoki)
Mały Szlak Beskidzki - subiektywne podsumowanie
Przygotowanie fizyczne. Byłam dumna z siebie, że dzięki regularnej aktywności fizycznej, przejście szlaku nie sprawiło mi większych problemów. Szczęśliwie obyło się też bez urazów i kontuzji.
Przygotowanie sprzętowe. Sprzęt to duże słowo. Jednak to, co zabieramy ze sobą ma kluczowe znaczenie. Wygodne, sprawdzone buty i dobre skarpety powinny być dla nas podstawą. To one będą nas prowadziły przez prawie 140 km. Nie żałujmy pieniędzy na dobrej jakości skarpety, dzięki którym unikniemy bolesny otarć, pęcherzy. Każda, naprawdę każda spotkana przez nas osoba, borykała się z tym problemem. My także. Nasze stopy nie są przyzwyczajone do pokonywania długich dystansów na co dzień. Możemy jednak zminimalizować ten problem.
Buty. To kolejna ważna sprawa. Jestem zwolenniczką niskich podejściówek. W Beskidach, Tatrach, Alpach, górach Kaukazu - ubieram je wszędzie, bo są lekkie (bez goretexu), wygodne, dobrze się trzymają podłoża. Nie zabierajmy nowych butów, nawet jeśli będą super drogie i z super dobrej firmy. To nie daje nam żadnej gwarancji braku otarć. Stare, wygodne buty będą najlepszym rozwiązaniem.
Plecak. Jego pojemność zależeć będzie od tego czy idziemy na lekko (i na przykład mamy zarezerwowane noclegi) czy bierzemy ze sobą namiot i rzeczy na biwak. Plecak powinien mieć pas biodrowy, aby równomiernie rozłożyć ciężar. Spokojnie powinien wystarczyć 30-litrowy.
Przebieg szlaku. Mam tutaj mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że w czasie jednej długodystansowej wycieczki, przeszłam przez pasma Beskidów, w których wcześniej nie byłam lub byłam tylko raz. Beskidy mają jednak to do siebie, że momentami nagradzają nas pięknymi, rozległymi panoramami, a momentami… no cóż, musimy dreptać długie kilometry przez las i asfalt. Dla mnie Mały Szlak Beskidzki to dużo (za dużo) lasów, dreptania asfaltem i zdecydowanie za mało panoram, dlatego nie okazał się jakoś szczególnie atrakcyjny.
MAŁY SZLAK BESKIDZKI - CAŁA TRASA
Jak przejść Mały Szlak Beskidzki w 4 dni?
DZIEŃ 1
Dzień, w którym mamy najwięcej energii i jesteśmy nastawieni bojowo. :)
Z pomocą rodziny dojeżdżamy do Rabki, parkujemy blisko żółtego szlaku na Luboń (wzdłuż drogi, nie ma oznaczenia tego miejsca na mapie, jako parkingu) i razem go zdobywamy. Niestety - ten odcinek do Małego Szlaku Beskidzkiego nie należy, robimy więc dodatkowe podejście i kilometry zupełnie bez sensu. Z Lubonia Wielkiego roztacza się ładna panorama na przebieg naszego szlaku. Pogoda dopisuje, piwo bezalkoholowe smakuje wyśmienicie. Baterie są naładowane do dalszej drogi. A ta wiedzie już właściwym, czerwonym szlakiem. Zejście z Lubonia jest naprawdę strome. Dla tych, którzy kończą szlak w tym miejscu, to mocny akcent na zakończenie. Kierujemy się na Mszanę Dolną. Duża część szlaku prowadzi asfaltem. W Mszanie zatrzymujemy się na przerwę nad rzeką.
Kolejne podejście - Lubogoszcz - i kolejne solidne kilometry pod górę, przez las - co cieszy ze względu na temperaturę. Widoki na szczycie - żadne. :) Zatrzymaliśmy się na chwilę przerwy. Zejście z Lubogoszcza da popalić naszym udom. Jest za to miodem dla naszych oczu. Schodzimy do Kasiny Wielkiej. Tej Kasiny, z której pochodzi Justyna Kowalczyk. Piękna miejscowość, która spokojem i soczystą zielenią skradła moje serce.
Dalej kierujemy się na Dzielec. Ten również nie chce się dzielić z nami panoramami ze szczytu. Idziemy dalej lasem. Zmęczeni, a jakże, to już 26. kilometr wędrówki. Do pierwszego noclegu zostało jeszcze 13 naprawdę długich kilometrów.
Mijamy Bacówkę na Wierzbanowskiej Górze, zazdrościmy jej gościom, oni już szykują kolację nad ogniskiem. To jedna z możliwości noclegowych na szlaku, jednak jak to w takich miejscach - kto pierwszy ten lepszy. Niemniej na namiot jest tutaj sporo miejsca.
Lubomir i Obserwatorium Astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza na szczycie. Czy to atrakcyjne miejsce? Sama nie wiem, poza zdjęciem na pamiątkę i zdjęciem plecaka na chwilę, nie wzruszyło mną ani trochę. Tak, ciągle jesteśmy w lesie. :) Ale teraz już z górki, ostatnie 3.5 km do Schroniska na Kudłaczach, w którym udało nam się załapać na miejsce na polu namiotowym (przez telefon dowiedziałam się, że nie trzeba go zarezerwować). Kto kiedykolwiek był w tym schronisku i miał kontakt z właścicielami, pewnie podzieli moje zdanie, które nie jest najlepsze. Dotarliśmy do schroniska jakoś pół godziny przed zamknięciem kuchni, ufff. Szczęśliwi, że udało nam się zamówić zimne piwo i coś ciepłego do jedzenia (bigos i kwaśnica bardzo smaczne swoją drogą). Obsługa była jednak niezbyt miła i w każdym zdaniu podkreślała, że pracuje od rana, jest zmęczona, chce już zamknąć, bo jutro znów wstają wcześnie rano i tak dalej. A na prysznic mamy tylko chwilę, bo łazienki także zamykają (jakoś o 21), więc później tylko wychodek na zewnątrz. Na dobranoc wzięłam sobie zimny prysznic (ciepłej wody nie było) i czułam się szczęśliwa, że nie muszę już nigdzie iść. To był bardzo trudny i długi dzień. 39 kilometrów na szlaku wypompowało z nas całą energię, którą tryskaliśmy rano. Dawno nie pokonaliśmy takiego dystansu z cięższym plecakiem. Głowa i ciało walczyły jednak do końca.
Dzień, w którym dźwigasz ciężar dnia poprzedniego. Noc pod namiotem, z dostępem do prysznica zdawała się być luksusem, który musieliśmy opuścić na kolejną noc. Ze schroniska na Kudłaczach skierowaliśmy się w stronę Myślenic. Wszechobecna zieleń na szlaku po drodze i widoki na okoliczne wzniesienia umilały czas. Same Myślenice warte są zatrzymania się na dłuższą chwilę. My, niestety, jej nie mieliśmy. Zrobiliśmy drobne zakupy i ruszyliśmy dalej. Mieliśmy sporo dystansu do zrobienia tego dnia (około 36 km). Sama trasa przez Beskid Makowski nie obfitowała w panoramy. Wędrujemy przez łagodne, zalesione wzniesienia, dlatego też suma podejść na koniec dnia nie robi wrażenia. Najciekawsze okolice to rejon Babicy, który cieszy oczy widokami. Tutaj też mamy możliwość rozbicia biwaku, jednak ze względu na wczesną porę idziemy dalej. Spotykani wędrowcy pytają o drogę do Myślenic, są zmęczeni trasą, wysoką temperaturą. Życzymy sobie powodzenia.
W Palczy mamy możliwość zrobienia zakupów, jednak najbliższy sklep jest 1-1.5 km od szlaku, z powodu zmęczenia rezygnujemy z tego pomysłu. Kalkulujemy, że mamy dość jedzenia, a zapas wody uzupełniamy w strumyku nieopodal szlaku. Noc spędzamy pod namiotem, na skrzyżowaniu szlaków w okolicy Chełmu Wschodniego.
Dzień z cudownym zakończeniem. Jednak poranek przywitał nas deszczem, który zaczął padać zaraz po wyruszeniu. Zrobiło się trochę chłodniej, tak na pocieszenie. Wędrujemy, a jakże - przez las, który chroni nas trochę przed deszczem. Zembrzyce witamy z radością. Deszcz ustąpił. Pomimo wczesnej pory (około 11) bierzemy na wynos obiad i kawę. Siadamy na skwerze w centrum, zakładamy “obóz” i uzupełniamy energię na dalsze kilometry. Podejście na Żurawnicę dłużyło się strasznie, nie zaserwowało też większych atrakcji. W Krzeszowie zatrzymujemy się na zimne, bezalkoholowe piwo w pizzerii. W sklepie obok uzupełniamy zapasy jedzenia i picia. Przed nami ostatnie konkretne podejście tego dnia na Leskowiec. W schronisku jedzenie jest dość przeciętne, ale potrzebujemy go, więc nie kręcimy nosem. Możemy popatrzeć z tarasu na okolice. I ruszyć dalej w kierunku Chatki pod Potrójną. Zadzwoniliśmy wcześniej z zapytaniem o nocleg, z radością przyjęliśmy zaproszenie. Chatka pod Potrójną to miejsce, które polubimy od razu albo nie polubimy w ogóle. W chatce jest mnóstwo rzeczy wszelakich, zebranych latami przez właściciela, przynoszonych przez turystów. To taka graciarnia, która ma swój klimat, ja ją polubiłam. Od wejścia czuliśmy się mile widziani, mogliśmy skorzystać z kuchni, łazienki (z ciepłą wodą - która po 3 dniach była luksusem i jak cieszyła!), napić zimnego piwka, odpocząć, pogadać… Rano zabraliśmy do plecaka trochę % zrobionych przez gospodarza. Pewnie jesienią będziemy się nimi częstować. :)